Bielsko tatry
 
  Strona główna
  nowości
  Polemiki
  Reporterka
  Dziennik
  Tapety na pulpit
  Różne ważne
  Z archiwum
Sonda
Ulubione tematy :
:: lotnictwo
:: architektura miast
:: przemysł
:: zabytki
:: przyroda
:: dziennik gorgola
:: reportaże
:: inne

Zdjęcie tygodnia


powiększ

Dziennik Gorgola


Dzień 10 - pierwszomajowy koncert gitarowy ! Czyli jak pokopał mnie prąd.

Dzień 11 - moje Aleksandrowice

Dzień 9 - Zbójnik Jakubek i spotkanie integracyjne w Krynicy.

Reklama


   
 
 
Google
Pokaż artykuły w tej kategorii

Dzień 10 - pierwszomajowy koncert gitarowy ! Czyli jak pokopał mnie prąd.

powiększ

powiększ

Dzień 10 - pierwszomajowy koncert gitarowy ! Czyli jak pokopał mnie prąd.

Mamy rok 2015, niedziela, 1 maja święto pracy pogoda jak na razie dopisuje przynajmniej na południu Polski. Wczoraj zaliczyłem lotnisko, gdzie wykonałem zdjęcia budowanej wokół przez władze miasta trasy rowerowej i pieszej. Na nóżkach wpadłem na Dębowiec dla treningu - po kiepskiej zimie trzeba nabrać kondycji. Dzisiaj pomyślałem sobie że trzeba coś napisać moim dzienniku i tak 50 lat temu dokładnie 1 maja 1966 roku to była również niedziela mieliśmy zagrać koncert w parku Włókniarzy który to park dzisiaj nazywa się imieniem Adama Mickiewicza.
Ale ad nova. Lata sześćdziesiąte to wspaniały rozkwit muzyki młodzieżowej, wystarczy że wspomnę Beatlesów, The Who, Bee Gees, The Monkees, Beach Boys, a w Polsce np. Czerwono-Czarni, ABC Andrzeja Nebeskiego, No To Co, Blackout, Trubadurzy, Skaldowie.
Dużą popularnością cieszyły się różnego rodzaju kluby młodzieżowe, w których uczyliśmy się grać w szachy, brydża, ale także słuchaliśmy muzyki bądź to z płyt winylowych czy z radia Luksemburg. Mnie i moim kolegom uczęszczającym do Klubu Kluski przy ulicy Batorego zamarzyło się stworzyć zespół gitarowy. Niedoścignionym wzorcem dla nas była grupa The Shadows. Z Januszem Gibnerem - gitara basowa i Józkiem Kumorkiem - perkusja stworzyliśmy zespół, którego byłem liderem, a którym to zespołem 1 maja władze miasta chciały ubarwić pierwszomajowe uroczystości.
Po raz pierwszy mieliśmy zagrać na wolnym powietrzu, w parku, na scenie. W klubie używaliśmy wzmacniaczy czeskich Luna, które nie nadawały się do gry na wolnym powietrzu z ich małą mocą. Wejście do wzmacniacza jak i końcówka kabla mojej czeskiej gitary Jolana Star były prawie identyczne jak wtyczka i gniazdo sieciowe 220 V. Władze wyszły problemowi z nagłośnieniem naprzeciw i samochód że sprzętem zabezpieczała Poczta Polska. Po pierwszomajowych pochodach przyszedł czas na nasz koncert. Autobusem klubowym podjechaliśmy do parku. Samochód Żuk że sprzętem już był. Zasilanie było z linii napowietrznej 220 volt obok przebiegającej. “Operator” sprzętu wzmacniającego nie widoczny dla nas siedział w aucie zasłonięty plandeką. Zaczęli się gromadzić ludzie, zjawiły się władze i czas było zacząć koncert. Jeszcze tylko króciutka próba sprzętu na ziemi obok sceny i mieliśmy wystąpić. Józek podał do wnętrza auta moją końcówkę kabla i tu niespodzianka. Głośniki nie wydały żadnego dźwięku, ja też… porażony prądem z dłońmi zaciśniętymi na strunach gitary w śmiertelnym uścisku, przewróciłem się na plecy na ziemię.
Pamiętam to tak - jakaś straszna siła przewróciła mnie. Ktoś ciągle na klatce piersiowej dokładał płyty chodnikowe zgniatając mnie i uniemożliwiając oddychanie. W uszach panowała straszliwa cisza przerywana coraz wolniejszym biciem serca. W oczach kompletna ciemność. I ta kompletna bezradność…
Po pierwszych chwilach dezorientacji koledzy z zespołu kompletnie zaskoczeni zaczęli krzyczeć - wyjąć wtyczkę, ale operator nie reagował. Wreszcie Józek wyrwał kabel i mnie “puściło”. Musiałem zrobić nieciekawe wrażenie, bo mnie zanieśli do autobusu i nieprzytomnego zawieźli do szpitala przy ulicy Wyzwolenia. Strażnik nie wpuścił tej autobusowej wycieczki na teren szpitala, więc koledzy mnie wnieśli na ramionach do izby przyjęć. Nie wiem jakie działania podjęli lekarze, ale jestem im bardzo wdzięczny za świetnie wykonaną robotę przywracającą mnie do życia! Pobyt w szpitalu świetnie mi poprawił zdrowie i humor. Lekarze nadali mi ksywkę “gitar l’amour “ hahaha.
Gitarze nic się nie stało. Na dłoniach pozostały ślady poparzeń od strun i gniazda wibrato.
Po jakimś czasie okazało się że właściwy operator pocztowego sprzętu miał ślub, więc poprosił kolegę o zastępstwo wyposażając go dodatkowo w weselną gorzałkę…
No cóż, po takim doświadczeniu gitara poszła na wieczną odstawkę, a wróciła miłość do pianinka, dużo bardziej bezpiecznego, o ile się go nie próbuje elektryzować.

A o takim elektrycznym pianinku skonstruowanym przez profesora Skorupę zamieszczę fotoreportaż w kolejnym rozdziale dziennika gorgola.

Jakoś z tamtego okresu nie mam zdjęć, może i dobrze -:)


Losowe zdjęcia


powiększ

powiększ

powiększ

powiększ

powiększ

powiększ

Imprezy lotnicze


26 Mistrzostwa Bielska w gimnastyce sportowej. 2019.03.08

Złap Bakcyla - spotkanie z mistrzami Narciarstwa

X NOWOTARSKI PIKNIK LOTNICZY 7-8. 07.2018